czwartek, 3 stycznia 2013

Złośliwość losu czy kaprys przeznaczenia? Część I


6.30 budzik wyje jak oszalały. Pierwszy dzień nowej pracy, więc trzeba się odpowiednio prezentować. Zwlekam się z łóżka i ze złością uciszam porannego terrorystę. Łazienka, szybki prysznic, golenie, mycie zębów. Ok, poranna toaleta z głowy. Mój organizmy woła rozpaczliwie o swoją dawkę porannej kawy. Siadam w kuchni i czekam aż zagotuje się woda. Szukam papierosa. Wiem to niezdrowo, drogo i ogólnie palenie jest do dupy, no cóż jestem człowiekiem słabej woli. A może brak mi motywacji, nieważne odpalam fajkę i zalewam kawę. Chwila relaksu, czas na złapanie oddechu przed ciężkim dniem. Kurwa, 7.15, zaraz będę spóźniony. Chyba za bardzo się zrelaksowałem. Garnitur, buty, teczka i lecimy.

- Dzień dobry – uśmiecham się do dziewczyny siedzącej za biurkiem.
- Dzień dobry, pan do kogo ? – pyta a jej mina mówi – Człowieku zabij mnie teraz.
- Może i do Ciebie – odpowiadam, ale widząc jej reakcję szybko dodaję – Albo i nie, to mój pierwszy dzień.
- Trzeba było tak od razu – i nie czekając na kolejne pytanie kończy – Pokój 303, drugie piętro, trzecie drzwi po lewej.

Kiedy sięgałem do klamki ręka trochę mi drżała. Głęboki wdech.
- Dasz radę – mruknąłem w myślach i wszedłem. Dziesięć może dwanaście osób w sporym pokoju, duży stół pośrodku, kilkanaście krzeseł dookoła niego, biała metalowa tablica na stelażu i wielki telewizor na ścianie podpięty do dekodera.
- Witam – powiedziałem na wstępie, jednak równie dobrze mógłbym się wcale nie odzywać. Może z cztery osoby podniosły wzrok znad rozłożonych przed nimi folderów reklamowych, różnych stacji cyfrowych. Reszta, nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Wszedłem więc do środka i usiadłem na pierwszym wydawało mi się wolnym miejscu. Naprzeciw mnie z głową na blacie, spał jakiś chłopak. Chyba mu przeszkodziłem, bo podniósł głowę i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- O nowy – powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę – Jestem Patryk i zapewne będę twoim liderem. No cóż wolałbym jakąś laskę, ale może jakoś się dogadamy – puścił oko w moją stronę. Nie przepadam, kiedy jakiś koleś puszcza mi oczka, ale uznałem to za dobrą kartę w tym towarzystwie, tym bardziej, że nie wyglądał jakbym był w jego typie, więc odwzajemniłem uścisk dłoni.
- Michał, miło mi. Co masz na myśli mówiąc „liderem”? – zapytałem lekko zbity z tropu, bo nie orientowałem się w tutejszej terminologii.
- Coś w rodzaju nauczyciela. Pokażę Ci, co i jak a w razie pytań, wal śmiało
- Ok, mów mi mistrzu, mistrzu – odpowiedziałem a on chyba zrozumiał żart, bo uśmiechnął się do mnie pojednawczo.
- Mamy jeszcze 15 minut. Palisz? – zapytał i nie czekając na odpowiedź wstał od stołu. Żołądek miałem związany w ciasny supeł, więc gdyby zaproponował kanapkę pewnie bym odmówił, ale nie papierosa. Wstałem więc i ruszyłem za nim. W pokoju obok siedziały jeszcze cztery osoby i po ich zachowaniu domyśliłem się, że też są tutaj nowi. Wyszliśmy na balkon.
- Sprzedawałeś coś wcześniej, czy to twoja pierwsza taka robota? – zapytał Patryk, odpalając papierosa.
- Pracowałem w knajpie, ale tam raczej przychodzili ludzie, którzy chcieli coś kupić, więc nie musiałem ich specjalnie namawiać – powiedziałem. Drzwi od balkonu otworzyły się i dołączyła do nas jakaś dziewczyna. Całkiem ładna nie powiem, ale to spojrzenie pełne pogardy dla całego otaczającego ją świata.
- Szef już jest – powiedziała tak lodowatym tonem, że aż ciarki przeszły mi po plecach.
- Boże, co za suka – pomyślałem – Cześć, Michał miło mi – przywitałem się z grzeczności.
- Agata. Masz ogień? – powiedziała ni to do mnie ni to do Patryka, ot pytanie rzucone w przestrzeń.
- Jasne – rzuciłem od niechcenia i odpaliłem zapalniczkę, zasłaniając płomień żeby nie zgasł.
- Jestem dużą dziewczynką i poradzę sobie sama – powiedziała a ja miałem wrażenie, że wszystko wokół pokrywa się grubą warstwą lodu.
- Widzę, że nasza królewna jak zwykle w humorze – powiedział Patryk i wyrzucając niedopałek niemal niedostrzegalnym gestem dał mi do zrozumienia, że czas już na nas.

Kilkadziesiąt minut później siedziałem z Patrykiem w samochodzie.
- I jak pierwsze wrażenie? – zapytał
- Masz na myśli Agatę czy mówisz o pracy? Sam nie wiem, co gorsze, praca czy jej spojrzenie - odpowiedziałem i ku mojej uciesze Patryk ryknął gromkim śmiechem.
- Tak, Agata jest dość specyficzną osobowością w naszej firmie – wyciągnął papierosa i odpalił, co dla mnie oznaczało, że ja także mogę zapalić. Głęboki wdech, płuca wypełnił gęsty dym i całe napięcie uszło ze mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Trzeba przyznać, że nie brak jej charakteru – powiedziałem.
- Agacie brakuje chłopa a nie charakteru, niestety nie urodził się jeszcze taki odważny żeby spróbować przebić się przez jej „ciemna stronę”. Szlag ją trafia bo jest strasznie nagrzana na szefa a on ma ją w dupie. Rozumiesz ten pęd do władzy, pieniędzy i stanowisk. Lepiej daj sobie z nią spokój, szkoda zachodu. Dla niej jesteś „za chudy w uszach” jeśli wiesz co mam na myśli.
- Tak, tak, zrozumiałem aluzję, gdzie jedziemy? – zapytałem bo temat Agaty uznałem za zakończony.
- Mamy jeszcze jednego pasażera do zgarnięcia i ruszamy na podbój okolicznych miast i wsi. Tylko nie popuść z wrażenia, to siostrzenica szefa i lepiej trzymaj rączki przy sobie jeśli chcesz tutaj popracować trochę dłużej – odpowiedział Patryk a ja nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Kilkanaście sekund później wszystko stało się jasne. Zatrzymaliśmy się pod blokiem.
- Cześć przystojniaku – powiedziała do Patryka wsiadając do samochodu – O proszę jeszcze jeden kawaler do wzięcia – rzuciła w moją stronę. Odwróciłem się przez ramię.
- Michał, miło mi – dobrze że siedziałem, bo widząc jej promienny uśmiech czułem że nogi mam jak z waty.
- Justyna – rzuciła krótko, a ja poczułem się jak na ogromnej karuzeli – Jurek bardzo zrzędził od rana ?? – domyśliłem się że to pytanie nie jest skierowane do mnie więc patrzyłem tępo przed siebie.
- A jak myślisz piękna? Jest poniedziałek, a Jurek w nigdy nie ma humoru po weekendzie, żona mu nie daje? Może wiesz coś na ten temat ? -  powiedział Patryk powstrzymując śmiech.
- Ojjjj, widzę że ktoś tutaj chce stracić pracę -  Justyna pogroziła mu palcem i roześmiała się serdecznie – dobra my tutaj pierdu, pierdu a kolega siedzi i się nudzi – powiedziała a ja w lusterku wstecznym zobaczyłem że patrzy na mnie wyczekująco.
- Zestresowany pierwszym dniem – odpowiedziałem, kurwa nic lepszego nie mogłeś wymyślić skarciłem się w myślach, lecz stres robił swoje. Myśli krążył po głowie bez ładu i składu.
- Daj mu spokój, na „dzień dobry” w firmie przywitała go Agata, a i tak miała dzisiaj wyjątkowo dobry dzień. Pewnie dlatego chłopak wciąż żyje – po raz kolejny Patryk uratował mnie z opresji, coś mi się wydaje że jestem mu winny nieoficjalne piwo.
- No tak, to dużo wyjaśnia – Justyna zaśmiała się, a ja dalej siedziałem jak kretyn nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Stary co się z tobą dzieje? Pierwszy raz w życiu widzisz kobietę czy jak? Weź się w garść i powiedz coś. – wewnętrzny dialog wychodził mi całkiem nieźle. Chociaż tyle…
- Chyba nie spędzimy całego dnia na obgadywaniu Agaty, czas zarobić trochę pieniędzy – wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.
- Hohoho, pracuś nam się trafił, ale zapomniałeś najważniejszej rzeczy – powiedział Patryk odpalając silnik.
- Jakiej ? – zapytałem lekko zbity z tropu.
- O śniadaniu, bystrzaku. – rzuciła Justyna – sądzisz że Patryk ruszy się gdziekolwiek o pustym żołądku?
- Nie znam waszego rozkładu dnia – odpowiedziałem. Nie mogę w to uwierzyć. Pracę zacząłem oficjalnie o 8, jest 10 a oni mówią że bez śniadania się nie obejdzie. Ludzie bądźmy poważni ja przyszedłem tutaj zarabiać a nie wydawać pieniądze. No ale co ja mogłem powiedzieć, przecież nie będę ich pouczał w pierwszy dzień. Kilka minut później zatrzymaliśmy się pod jednym z marketów i przed 11 wyjechaliśmy z miasta.

- Gdzie dzisiaj skierował nas Jureczek? – zapytała Justyna ziewając.
- No Las Vegas to, to nie będzie, masz mniej niż półgodziny jeśli chcesz się zdrzemnąć – powiedział Patryk, po czym ściszył radio. Spojrzałem w lusterko, Justyna wyglądała jakby zasnęła w locie. Spojrzałem na mojego kierowcę i wydałem z siebie bezgłośne WOW.
- Mówiłem. Gacie suche? – zaśmiał się i wcisnął mocniej gaz. Po kilkunastu minutach zatrzymał się przed jakimś wiejskim sklepem. Co teraz? Lunch? Południowa kawa? Nie żebym przesadnie narzekał ale nie tak wyobrażałem sobie pierwszy dzień w pracy.
- Dobra śpiąca królewno, wypad z auta i lecisz tematem, widzimy się o 16.30 tutaj. Jak coś to dzwoń. Powodzenia – Justyna wysiadła z samochodu. Dobra więc może teraz trochę popracujemy. Odpiąłem pas i chciałem wysiąść, ale Patryk zatrzymał mnie ruchem ręki.
- Nie ma tak dobrze, panie kolego. Może innym razem, dzisiaj jesteś skazany na moje towarzystwo. Zatrzymaliśmy się dwie wioski dalej i wysiedliśmy z samochodu.
- Dobra, słuchaj uważnie. Robota jest prosta jak budowa cepa. Chodzisz od drzwi do drzwi i wciskasz ludziom dekodery. Nie ważne jak ich przekonasz, szefa to nie interesuje. Liczą się tylko podpisy na umowie. – powiedział Patryk i podał mi jakiś dokument.
- To jest papierek którym możesz się legitymować jeśli ktoś będzie chciał sprawdzić czy nie jesteś jakimś oszustem. Pamiętaj tylko, że jeśli ktoś zadzwoni i zapyta „Czy grożenie pobiciem jeśli nie kupi się dekodera jest u was normalne”, szef nie będzie szczęśliwy więc uważaj z tym jak będziesz ich namawiał na nasze cudo. Łapiesz ? – zapytał
- Tak, mam ich przekonać, że bez tego dekodera nie mogą żyć.
- Brawo, widzę że się dogadamy – Patryk klepną mnie w ramię – a teraz pokażę Ci jak ja to robię, Ty albo będziesz mnie naśladował albo wymyślisz własny sposób. Liczy się…
- …podpis – dokończyłem za niego i poprawiłem marynarkę – Pokaż mi cuda, czarodzieju – dodałem i ręką wskazałem na najbliższy dom.

Cztery godziny i trzy podpisane umowy później, wsiadaliśmy do samochodu.
- Jak tam pierwsze wrażenia? – zapytał Patryk odpalając samochód.
- Zapowiada się całkiem nieźle – odpowiedziałem, a w głowie układałem sobie własny plan sprzedaży.
- Czyli powiedzieć szefowi, że się nadajesz?
- Nie rozumiem?
- Jak wrócimy do biura, szef będzie pytał mnie czy dasz sobie radę. Wszystko zależy od ciebie. Jeśli czujesz, że sobie poradzisz to ok. Reszta to kwestia wprawy, ale jak już teraz zastanawiasz się, czy to praca dla ciebie to daj sobie spokój. Szkoda mojego i twojego czasu to albo się czuje albo nie, jak z kobietą. Więc?
- Nauczysz mnie kilku sztuczek i stworzymy najlepsze trio w firmie – powiedziałem pełen entuzjazmu i wyciągnąłem rękę w jego stronę.
- No i to mi się podoba. Jutro nie musisz przychodzić do biura. Powiesz gdzie mam przyjechać i widzimy się o 9.30. Kilka minut później zatrzymaliśmy się pod tym samym sklepem gdzie zostawiliśmy Justynę i czekaliśmy aż się zjawi. Kiedy wracaliśmy do biura Patryk dał mi jedną z podpisanych umówi i powiedział że zapracowałem na nią. Wracałem więc do domu bogatszy o 100 zł, nową pracę i wiarę we własne możliwości.

Tydzień minął nim zdążyłem się zorientować. Wychodząc w piątek do domu, na moim koncie po pierwszych dniach pracy znajdowało się 5 sprzedanych dekoderów. Wynik całkiem imponujący biorąc pod uwagę, że pracowałem sam od 2 dni. Patryk okazał się niezłym nauczycielem a ja byłem całkiem pojętnym uczniem. Weekend minął jeszcze szybciej niż się spodziewałem. Dobrze że w poniedziałek nie musiałem wcześnie wstawać. W firmie nie liczyło się o której zaczynasz, tylko czy wyrobisz normę.

1 komentarz:

  1. Zapowiada się bardzo dobrze.
    Zapraszam do Mnie. :)
    Pozdrawiam Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń