Dzwonek
do drzwi wyrwał mnie ze snu. W pierwszej chwili myślałem, że zaspałem do pracy
i to Patryk dobija się do drzwi. Zegarek wskazywał pięć minut po ósmej więc miałem
jeszcze prawię godzinę spania. Jednak ktoś za drzwiami postanowił, że dzisiaj
będę miał więcej czasu na poranne śniadanie. Niezbyt zadowolony z tego faktu,
zwlokłem się z łóżka i skierowałem swojej kroki w kierunku drzwi.
- Idę,
idę, już, chwila – prawie krzyczałem, jednak mój głos nie był w stanie przebić
się przez wycie dzwonka.
- Pali
się? Czy ktoś umarł? – zapytałem jeszcze zanim otworzyłem drzwi do końca.
-
Obudziłem pana? Przepraszam najmocniej, ale na przesyłce mam wyraźnie
zaznaczone „do rąk własnych” – chłopak w moim wieku, ubrany w uniform firmy
kurierskiej stał na progu, trzymając w ręku kopertę A4 – pan tu pokwituje i już
nie przeszkadzam – powiedział, podając mi do podpisania jakiś świstek.
- Nic się
nie stało, praca to praca. Gdzie mam podpisać?
- O tutaj
– wskazał palcem na kartce i zanim dobrze się podpisałem, wyrwał mi kwit z
ręki, rzucił krótkie „Miłego” i tyle go widziałem. Spojrzałem na kopertę, ale
nigdzie nie znalazłem adresu nadawcy. Otworzyłem ją więc, aby zobaczyć co było
tak ważne, żeby zwlekać mnie z łóżka tak wcześnie. W środku znalazłem mniejszą,
zalakowaną kopertę.
- Listowa
matrioszka – powiedziałem do siebie i przełamałem lak ozdobiony literkami ZS. W
środku była karta przypominająca bankomatową oraz kartka „Korzystaj rozważnie”.
- Co to
ma być? Widzę, że banki maja coraz oryginalniejsze sposoby reklamy –
skomentował Patryk, jak co dzień racząc się u mnie poranną kawą.
- To samo
pomyślałem, ale zdziwiło mnie, że na karcie nie ma nazwy żadnego banku.
-
Sprawdzałeś czy działa?
-
Oszalałeś? A jeśli jest kradziona? Nie spędzę reszty życia w więzieniu przez
to, że ktoś zrobił sobie głupi żart.
- W sumie
racja, ale ja i tak bym spróbował. A nuż zdarzył się cud i ktoś obrzydliwie
bogaty rozesłał karty do bankomatu losowo wybranym osobą. Tak z nudów. Wiesz
bogaci miewają różne szalone pomysły.
- Tak,
tak a ja zamiast potwierdzenia odbioru podpisałem pakt z diabłem. Weź ty się
puknij w głowę. To jest życie a nie hollywoodzki film. Dobra lecimy po Justynę
i czas coś sprzedać.
Godzinę
później wysiadam z samochodu. Kolejny dzień, kolejna wioska i kolejni
potencjalni klienci. Czas pokazać im, że życie bez telewizji cyfrowej nie ma
sensu. Jednak zanim zaczniemy wciskać ludziom kit, trzeba zapalić i zobaczyć
czy patent ze sklepem i tym razem zda egzamin. Dziesięć minut później, jestem
lżejszy o kilka wizytówek, cięższy o kawę i dwa pączki a w telefonie kolejny
numer do dziewczyny znudzonej wiejską codziennością.
-
Przeplasam pana, która godzina? – to pytanie uderza we mnie niczym grom z
jasnego nieba. Przede mną stoi może dziesięcioletni chłopiec z plecakiem.
-
Dochodzi dwunasta – odpowiadam i przez moment czuję się jak Alicja wpadająca do
króliczej nory.
- Znowu
się spóźnię – mały mruknął do siebie i zanim się obejrzałem ruszył biegiem.
Oczami wyobraźni zobaczyłem siebie biegnącego do szkoły, spóźniony jak zwykle.
Wrrrrruuuuummmmmm, dźwięk
samochodu zbliżającego się z prędkością sporo przekraczająca dopuszczalną,
rozległ się z drogi skręcającej tuż za sklepem. Spojrzałem w kierunku gdzie
pobiegł chłopak i w głowie zabrzmiał mi głos pana Stanisława „Jutro spotka pan
kogoś, kto zapyta pana o godzinę. Proszę iść za nim a z nawiązką odrobi pan
sobie czas, który poświęcił pan dla nas.” Nie miałem pojęcia jak ten chłopaczek
miałby mi pomóc w sprzedaży dekoderów, ale głos w mojej głowie był tak głośny i
wyraźny, że nie mogłem się mu przeciwstawić. Samochód wypadł z zakrętu z
zawrotną prędkością, opony piszczały przeraźliwie, błagając o delikatniejsze
traktowanie. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem jak chłopak wywija orła i ciężko
ląduje plecami na asfalcie.
- Nie
zdążę – przemknęło mi przez myśl i w tej samej chwili skoczyłem na ulicę z
rękoma wyciągniętymi w stronę nadjeżdżającego samochodu. Zupełnie jakbym wierzył,
że mogę go zatrzymać w ten sposób. Zamknąłem oczy. Głośny pisk hamulców.
- To
koniec – życie przeleciało mi przed oczami, ale zamiast uderzenia poczułem
delikatny nacisk na wysokości kolan, spojrzałem w dół. Jeszcze kilka
centymetrów i dołączyłbym do nielicznego grona osób, które potrafią zginać nogi
w drugą stronę. Żyję, spojrzałem przez ramię, chłopak siedział na krawężniku i
rozmasowywał guza którego musiał nabić sobie przy upadku.
-
Pojebało Cię?! Życie Ci niemiłe, oszołomie? – kierowca auta wyskoczył jak
poparzony. Ruszyłem w stronę dzieciaka, nie zwracając najmniejszej uwagi na
kierowcę, który wykrzykiwał w moją stronę przeróżne wyzwiska.
- Mówię
do ciebie, popaprańcu – ręka chwytająca mnie za ramię zadziałała jak iskra w
składzie amunicji. Prawy sierpowy, lewy prosty i dwa kopniaki później, mój
niedoszły zabójca leżał na środku drogi ze złamanym nosem i brakiem jednego,
może dwóch zębów.
-
Wszystko w porządku młody?
-
Chhhyyybbbaaa taaaakkkkk – odpowiedział chłopak łkając cicho.
- Pokaż
się no tutaj – sprawdziłem, czy nie rozciął sobie głowy – będziesz żył. Dokąd
się tak śpieszysz, że mało się nie zabiłeś?
- Do
szkoły, proszę pana, mamy dzisiaj przedstawienie a ja musiałem pomóc babci w
gospodarstwie.
-
Rozumiem, grasz główną rolę?
- Jestem
rycerzem, który ratuje księżniczkę i zabija złego smoka, a na koniec musimy się
pocałować.
- To
faktycznie musi być straszne. Może odprowadzę Cię do szkoły, bo rycerz ze
złamaną ręką może mieć problem w walce ze smokiem. Mały spojrzał na mnie
niepewnie.
- Mama
mówi, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi.
- Musi
być bardzo mądra, prawda? Jestem Michał a ty?
- Ja też,
ale mama mówi na mnie Misiu.
- No
widzisz czyli nie mogę być całkiem obcy, skoro mam tak samo na imię –
uśmiechnąłem się porozumiewawczo – więc jak będzie pokażesz mi gdzie jest twoja
szkoła?
- A
obejrzysz przedstawienie?
- Jasne,
zawsze lubiłem historie o smokach i dzielnych rycerzach. Pomogłem chłopakowi
wstać a godzinę później byłem bohaterem całej wioski i okolic. W takich
miejscach plotki szybko się rozchodzą, więc już kiedy wchodziłem do szkoły
jakaś kobieta rzuciła mi się na szyję, dziękując za uratowanie jej dziecka.
- Jeśli
ma pan chwilę, może zajrzy pan do świetlicy?
- Na
„pana” trzeba mieć wygląd i pieniądze. Ja niestety nie mam ani jednego, ani
drugiego, więc proszę mówić mi Michał. Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem
Basia i jeszcze raz panu, to znaczy jeszcze raz serdecznie dziękuję ci za
uratowanie mojego synka. Nie przeżyłabym, gdyby coś mu się stało.
- Każdy
zachowałby się tak samo na moim miejscu – odpowiedziałem i wyrzuciłem
niedopałek – co panie będą robić w świetlicy jeśli można spytać?
- Takie
tam, plotki przy kawie. Jedna z niewielu rozrywek jakie tutaj mamy. Plotki przy
kawie oznaczały, że zleci się tutaj cała żeńska część wioski, co dla mnie było
idealnym zrządzeniem losu. Czułem, że dzisiaj zarobię.
Moja
intuicja nie myliła mnie i tym razem. W świetlicy czekało na mnie prawie
dwadzieścia kobiet. Reklama jaką zrobiła mi Basia sprawiła, że podpisanie umów
było czystą formalnością. Dwie kawy i kilka kawałków ciasta później szedłem w
stronę sklepu, gdzie miałem czekać na Patryka, otoczony wianuszkiem kobiet,
które nie szczędziły „achów” i „ochów” na mój temat. Jeszcze trochę i zaczęły
by płakać kiedy odjeżdżałem.
- Nie,
wiesz co nie chcę wiedzieć, co tym razem zrobiłeś. Jedno jest pewne, albo
jesteś w czepku urodzony, albo podpisałeś pakt z diabłem. Innego wyjścia nie ma
- Patryk wyglądał niemal na załamanego, kiedy pokazałem mu plik podpisanych
umów – jak tak dalej pójdzie, to Jureczek zwolni wszystkich i zostawi tylko
ciebie. Po co mu ta cała hołota, skoro ty sam podpisujesz w jeden dzień, więcej
umów niż reszta przez cały tydzień.
- Dobra,
dobra nie ciskaj się tak. Nie zwykłem zapominać o przyjaciołach.
- A ja
nie potrzebuję jałmużny. Wiem co chcesz powiedzieć, ale nic z tego. To twoje
umowy i nie wezmę od ciebie ani jednej. Koniec tematu. – Patryk wyglądał na
lekko oburzonego moimi słowami.
- Czy
ktoś tutaj mówi o jałmużnie? Mam dla ciebie propozycję, ty pomożesz mi a ja w
zamian za to odstąpię ci trzy umowy, żebyś nie był stratny.
- Co ty kombinujesz
chłopaku?
Dziesięć
minut tłumaczenia później, Patryk patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Ty
chyba na głowę upadłeś. Jeśli Jureczek się o tym dowie, wywali Cię na zbity
pysk. Pomyślałeś o tym?
- Ale skąd
będzie miał wiedzieć? Justyna na mnie nie doniesie, ty mam nadzieję też
nie. Zresztą w razie czego, to ja będę miał przechlapane. Więc w czym problem?
- Sądzisz,
że ona jest tego warta?
- Nie
dowiem się, jeśli nie spróbuję. To jak będzie? Wchodzisz w to, czy nie?
- A mam
jakieś wyjście? Wiem, że zrobisz to z moją pomocą czy bez niej. Kiedy
zaczynamy?
- Pojadę
z tobą do biura dzisiaj po pracy i wezmę sobie wolne na jutro. Muszę pojechać w
jedno miejsce i sprawdzi, czy się nada. Jak dobrze pójdzie to czwartek masz
wolny.
świetne, pisz dalej. <3
OdpowiedzUsuńWpadniesz do mnie ? ;)
Też piszę opowiadania.
Milo jak przeczytasz i skomentujesz.
Ja twoje wszystkie przeczytalam, genialne. <3
http://friendshipbetweenmens.blogspot.com/
Ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz czytać o realistyczno-fantastycznych powieściach to zapraszam na mój blog :) {Przepraszam za spam!} http://jessica9614.blogspot.com/2011/12/rozdzia-1.html & http://tajemnice-w-marville.blogspot.com/2012/06/rozdzia-pierwszy-poczatek.html
Interesujące nawet :)
OdpowiedzUsuńBLOG Z NAGRODAMI!
3 dziewczyny, które kochają dobrą literaturę, modę, filmy/seriale.
Anastazja, której hobby jest fotografia. Noemi - Japonka, która kocha modę i matematykę. Oraz Nique (Dominika), która uwielbia literaturę, biologię oraz zoologię. Na blogu znajdziecie modę, muzykę, filmy, seriale, literaturę, ciekawostki naukowe, i wiele wiele innych. Dopiero zaczynamy, ale odwiedzaj nas regularnie, a uzyskasz nagrody! Wystarczy, że jako pierwszy odpowiesz na pytania konkursowe, które będą ukazywały się raz w miesiącu. http://repriseuse.blog.pl/
Powiem Ci tak - już chyba Ci to mówiłem, ale powinnaś wydać to w formie pisemnej! Świetne!
OdpowiedzUsuńhttp://szkolapodrywu.blogspot.com/2013/01/ilosc-nie-jakosc.html