niedziela, 6 stycznia 2013

Złośliwość losu czy kaprys przeznaczenia? Część III


Dzwonek do drzwi wyrwał mnie ze snu. W pierwszej chwili myślałem, że zaspałem do pracy i to Patryk dobija się do drzwi. Zegarek wskazywał pięć minut po ósmej więc miałem jeszcze prawię godzinę spania. Jednak ktoś za drzwiami postanowił, że dzisiaj będę miał więcej czasu na poranne śniadanie. Niezbyt zadowolony z tego faktu, zwlokłem się z łóżka i skierowałem swojej kroki w kierunku drzwi.
- Idę, idę, już, chwila – prawie krzyczałem, jednak mój głos nie był w stanie przebić się przez wycie dzwonka.
- Pali się? Czy ktoś umarł? – zapytałem jeszcze zanim otworzyłem drzwi do końca.
- Obudziłem pana? Przepraszam najmocniej, ale na przesyłce mam wyraźnie zaznaczone „do rąk własnych” – chłopak w moim wieku, ubrany w uniform firmy kurierskiej stał na progu, trzymając w ręku kopertę A4 – pan tu pokwituje i już nie przeszkadzam – powiedział, podając mi do podpisania jakiś świstek.
- Nic się nie stało, praca to praca. Gdzie mam podpisać?
- O tutaj – wskazał palcem na kartce i zanim dobrze się podpisałem, wyrwał mi kwit z ręki, rzucił krótkie „Miłego” i tyle go widziałem. Spojrzałem na kopertę, ale nigdzie nie znalazłem adresu nadawcy. Otworzyłem ją więc, aby zobaczyć co było tak ważne, żeby zwlekać mnie z łóżka tak wcześnie. W środku znalazłem mniejszą, zalakowaną kopertę.
- Listowa matrioszka – powiedziałem do siebie i przełamałem lak ozdobiony literkami ZS. W środku była karta przypominająca bankomatową oraz kartka „Korzystaj rozważnie”.

- Co to ma być? Widzę, że banki maja coraz oryginalniejsze sposoby reklamy – skomentował Patryk, jak co dzień racząc się u mnie poranną kawą.
- To samo pomyślałem, ale zdziwiło mnie, że na karcie nie ma nazwy żadnego banku.
- Sprawdzałeś czy działa?
- Oszalałeś? A jeśli jest kradziona? Nie spędzę reszty życia w więzieniu przez to, że ktoś zrobił sobie głupi żart.
- W sumie racja, ale ja i tak bym spróbował. A nuż zdarzył się cud i ktoś obrzydliwie bogaty rozesłał karty do bankomatu losowo wybranym osobą. Tak z nudów. Wiesz bogaci miewają różne szalone pomysły.
- Tak, tak a ja zamiast potwierdzenia odbioru podpisałem pakt z diabłem. Weź ty się puknij w głowę. To jest życie a nie hollywoodzki film. Dobra lecimy po Justynę i czas coś sprzedać.

Godzinę później wysiadam z samochodu. Kolejny dzień, kolejna wioska i kolejni potencjalni klienci. Czas pokazać im, że życie bez telewizji cyfrowej nie ma sensu. Jednak zanim zaczniemy wciskać ludziom kit, trzeba zapalić i zobaczyć czy patent ze sklepem i tym razem zda egzamin. Dziesięć minut później, jestem lżejszy o kilka wizytówek, cięższy o kawę i dwa pączki a w telefonie kolejny numer do dziewczyny znudzonej wiejską codziennością.
- Przeplasam pana, która godzina? – to pytanie uderza we mnie niczym grom z jasnego nieba. Przede mną stoi może dziesięcioletni chłopiec z plecakiem.
- Dochodzi dwunasta – odpowiadam i przez moment czuję się jak Alicja wpadająca do króliczej nory.
- Znowu się spóźnię – mały mruknął do siebie i zanim się obejrzałem ruszył biegiem. Oczami wyobraźni zobaczyłem siebie biegnącego do szkoły, spóźniony jak zwykle.
Wrrrrruuuuummmmmm, dźwięk samochodu zbliżającego się z prędkością sporo przekraczająca dopuszczalną, rozległ się z drogi skręcającej tuż za sklepem. Spojrzałem w kierunku gdzie pobiegł chłopak i w głowie zabrzmiał mi głos pana Stanisława „Jutro spotka pan kogoś, kto zapyta pana o godzinę. Proszę iść za nim a z nawiązką odrobi pan sobie czas, który poświęcił pan dla nas.” Nie miałem pojęcia jak ten chłopaczek miałby mi pomóc w sprzedaży dekoderów, ale głos w mojej głowie był tak głośny i wyraźny, że nie mogłem się mu przeciwstawić. Samochód wypadł z zakrętu z zawrotną prędkością, opony piszczały przeraźliwie, błagając o delikatniejsze traktowanie. Spojrzałem w lewo i zobaczyłem jak chłopak wywija orła i ciężko ląduje plecami na asfalcie.
- Nie zdążę – przemknęło mi przez myśl i w tej samej chwili skoczyłem na ulicę z rękoma wyciągniętymi w stronę nadjeżdżającego samochodu. Zupełnie jakbym wierzył, że mogę go zatrzymać w ten sposób. Zamknąłem oczy. Głośny pisk hamulców.
- To koniec – życie przeleciało mi przed oczami, ale zamiast uderzenia poczułem delikatny nacisk na wysokości kolan, spojrzałem w dół. Jeszcze kilka centymetrów i dołączyłbym do nielicznego grona osób, które potrafią zginać nogi w drugą stronę. Żyję, spojrzałem przez ramię, chłopak siedział na krawężniku i rozmasowywał guza którego musiał nabić sobie przy upadku.
- Pojebało Cię?! Życie Ci niemiłe, oszołomie? – kierowca auta wyskoczył jak poparzony. Ruszyłem w stronę dzieciaka, nie zwracając najmniejszej uwagi na kierowcę, który wykrzykiwał w moją stronę przeróżne wyzwiska.
- Mówię do ciebie, popaprańcu – ręka chwytająca mnie za ramię zadziałała jak iskra w składzie amunicji. Prawy sierpowy, lewy prosty i dwa kopniaki później, mój niedoszły zabójca leżał na środku drogi ze złamanym nosem i brakiem jednego, może dwóch zębów.
- Wszystko w porządku młody?
- Chhhyyybbbaaa taaaakkkkk – odpowiedział chłopak łkając cicho.
- Pokaż się no tutaj – sprawdziłem, czy nie rozciął sobie głowy – będziesz żył. Dokąd się tak śpieszysz, że mało się nie zabiłeś?
- Do szkoły, proszę pana, mamy dzisiaj przedstawienie a ja musiałem pomóc babci w gospodarstwie.
- Rozumiem, grasz główną rolę?
- Jestem rycerzem, który ratuje księżniczkę i zabija złego smoka, a na koniec musimy się pocałować.
- To faktycznie musi być straszne. Może odprowadzę Cię do szkoły, bo rycerz ze złamaną ręką może mieć problem w walce ze smokiem. Mały spojrzał na mnie niepewnie.
- Mama mówi, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi.
- Musi być bardzo mądra, prawda? Jestem Michał a ty?
- Ja też, ale mama mówi na mnie Misiu.
- No widzisz czyli nie mogę być całkiem obcy, skoro mam tak samo na imię – uśmiechnąłem się porozumiewawczo – więc jak będzie pokażesz mi gdzie jest twoja szkoła?
- A obejrzysz przedstawienie?
- Jasne, zawsze lubiłem historie o smokach i dzielnych rycerzach. Pomogłem chłopakowi wstać a godzinę później byłem bohaterem całej wioski i okolic. W takich miejscach plotki szybko się rozchodzą, więc już kiedy wchodziłem do szkoły jakaś kobieta rzuciła mi się na szyję, dziękując za uratowanie jej dziecka.
- Jeśli ma pan chwilę, może zajrzy pan do świetlicy?
- Na „pana” trzeba mieć wygląd i pieniądze. Ja niestety nie mam ani jednego, ani drugiego, więc proszę mówić mi Michał. Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem Basia i jeszcze raz panu, to znaczy jeszcze raz serdecznie dziękuję ci za uratowanie mojego synka. Nie przeżyłabym, gdyby coś mu się stało.
- Każdy zachowałby się tak samo na moim miejscu – odpowiedziałem i wyrzuciłem niedopałek – co panie będą robić w świetlicy jeśli można spytać?
- Takie tam, plotki przy kawie. Jedna z niewielu rozrywek jakie tutaj mamy. Plotki przy kawie oznaczały, że zleci się tutaj cała żeńska część wioski, co dla mnie było idealnym zrządzeniem losu. Czułem, że dzisiaj zarobię.

Moja intuicja nie myliła mnie i tym razem. W świetlicy czekało na mnie prawie dwadzieścia kobiet. Reklama jaką zrobiła mi Basia sprawiła, że podpisanie umów było czystą formalnością. Dwie kawy i kilka kawałków ciasta później szedłem w stronę sklepu, gdzie miałem czekać na Patryka, otoczony wianuszkiem kobiet, które nie szczędziły „achów” i „ochów” na mój temat. Jeszcze trochę i zaczęły by płakać kiedy odjeżdżałem.

- Nie, wiesz co nie chcę wiedzieć, co tym razem zrobiłeś. Jedno jest pewne, albo jesteś w czepku urodzony, albo podpisałeś pakt z diabłem. Innego wyjścia nie ma - Patryk wyglądał niemal na załamanego, kiedy pokazałem mu plik podpisanych umów – jak tak dalej pójdzie, to Jureczek zwolni wszystkich i zostawi tylko ciebie. Po co mu ta cała hołota, skoro ty sam podpisujesz w jeden dzień, więcej umów niż reszta przez cały tydzień.
- Dobra, dobra nie ciskaj się tak. Nie zwykłem zapominać o przyjaciołach.
- A ja nie potrzebuję jałmużny. Wiem co chcesz powiedzieć, ale nic z tego. To twoje umowy i nie wezmę od ciebie ani jednej. Koniec tematu. – Patryk wyglądał na lekko oburzonego moimi słowami.
- Czy ktoś tutaj mówi o jałmużnie? Mam dla ciebie propozycję, ty pomożesz mi a ja w zamian za to odstąpię ci trzy umowy, żebyś nie był stratny.
- Co ty kombinujesz chłopaku?

Dziesięć minut tłumaczenia później, Patryk patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Ty chyba na głowę upadłeś. Jeśli Jureczek się o tym dowie, wywali Cię na zbity pysk. Pomyślałeś o tym?
- Ale skąd będzie miał wiedzieć? Justyna na mnie nie doniesie, ty mam nadzieję też nie. Zresztą w razie czego, to ja będę miał przechlapane. Więc w czym problem?
- Sądzisz, że ona jest tego warta?
- Nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. To jak będzie? Wchodzisz w to, czy nie?
- A mam jakieś wyjście? Wiem, że zrobisz to z moją pomocą czy bez niej. Kiedy zaczynamy?
- Pojadę z tobą do biura dzisiaj po pracy i wezmę sobie wolne na jutro. Muszę pojechać w jedno miejsce i sprawdzi, czy się nada. Jak dobrze pójdzie to czwartek masz wolny.

4 komentarze:

  1. świetne, pisz dalej. <3
    Wpadniesz do mnie ? ;)
    Też piszę opowiadania.
    Milo jak przeczytasz i skomentujesz.
    Ja twoje wszystkie przeczytalam, genialne. <3
    http://friendshipbetweenmens.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe ;)
    Jeśli lubisz czytać o realistyczno-fantastycznych powieściach to zapraszam na mój blog :) {Przepraszam za spam!} http://jessica9614.blogspot.com/2011/12/rozdzia-1.html & http://tajemnice-w-marville.blogspot.com/2012/06/rozdzia-pierwszy-poczatek.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Interesujące nawet :)

    BLOG Z NAGRODAMI!
    3 dziewczyny, które kochają dobrą literaturę, modę, filmy/seriale.
    Anastazja, której hobby jest fotografia. Noemi - Japonka, która kocha modę i matematykę. Oraz Nique (Dominika), która uwielbia literaturę, biologię oraz zoologię. Na blogu znajdziecie modę, muzykę, filmy, seriale, literaturę, ciekawostki naukowe, i wiele wiele innych. Dopiero zaczynamy, ale odwiedzaj nas regularnie, a uzyskasz nagrody! Wystarczy, że jako pierwszy odpowiesz na pytania konkursowe, które będą ukazywały się raz w miesiącu. http://repriseuse.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci tak - już chyba Ci to mówiłem, ale powinnaś wydać to w formie pisemnej! Świetne!

    http://szkolapodrywu.blogspot.com/2013/01/ilosc-nie-jakosc.html

    OdpowiedzUsuń